Ogródek – moja miłość
Jeśli chcesz być szczęśliwy przez chwilę – napij się dobrego wina, jeśli chcesz być szczęśliwy przez rok – ożeń się, jeśli chcesz być szczęśliwy przez całe życie – załóż ogród”. Tak mawia chińskie przysłowie, a ja mogę jedynie podpisać się pod nim.
Chiński, mądry naród dobrze wie, jak dobroczynnie działa na człowieka ma ogród, jego zakładanie, pielęgnowanie i korzystanie z jego dobrodziejstw. Wymaga cierpliwości, uczy pokory, przez lata potrzebuje naszej pracy, uwagi, troski. Jest zaborczy, ale tylko pozornie. Po jakimś czasie okazuje się bowiem, że więcej daje, niż dostaje. Każdy, kto przetrwał jako ogrodnik kilka wiosen, lat, jesieni i zim, kto wyrwał tysiące chwastów, przyciął setki gałęzi, zasadził dziesiątki krzewów, wypielęgnował łany kwiatów, zgrabił stosy liści, skosił hektary traw, wie o czym mówię. Ciężka często praca jednak owocuje, a im więcej wkładamy pracy i serca w nasz ogród, tym piękniejszy się staje z roku na rok.
Na początku był chaos
Przeszłam przez wiele etapów związanych z moim ogródkiem. Kiedy stałam się jego właścicielką, był zaniedbany, zarośnięty, zapomniany przez byłych właścicieli. Opuszczony, niekochany przez człowieka, zdominowany przez chwasty, żył swoim dzikim życiem kilka lat. 500 metrów kwadratowych rozszalałych chaszczy, które przesłoniły wszystko to, co kiedyś ponoć było ślicznym, zadbanym ogródkiem.
Początek prac ogrodniczych, to było karczowanie, wyrywanie, przycinanie, palenie stosów chaszczy. Obolałe stawy, łupanie w krzyżu, odciski na dłoniach – taki był efekt walki z tym buszem. Sąsiedzi z innych ogródków współczuli, mówili, że ogarnięcie mojego ogródka potrwa kilka sezonów. Dwa lata później, latem, jeden z nich przystanął przy furtce na pogawędkę, w czasie której z podziwem stwierdził, że wypiękniał mój ogródek i widać pracę, jaką w niego włożyłam.
Teraz jesteś już fajny
Trzeba przyznać, że na początku dał mi popalić ten mój zielony kawałek ziemi, ale wiedziałam, że tak musi być, jeśli chcę go wyrwać z dzikiego świata, oswoić, uporządkować, przystosować i ukształtować na moją modłę. Po kilku latach mogę powiedzieć, że udało się. W końcu mogę pod koniec dnia, gdy zamykam furtkę, spojrzeć na ogródek i pomyśleć z satysfakcją: tak, teraz jesteś już fajny.
I choć wiem, że wciąż wymaga pracy, poświęcenia czasu i nieustannej troski, to nie potrafiłabym z własnej i nieprzymuszonej woli zrezygnować z niego. Dlaczego? Bo daje mi szczęście.